Nogi pode mną zrobiły się jak z waty..łzy napłynęły mi do oczu.Z jednej strony miałem ochotę się zabić a z drugiej byłem szczęśliwy.Mam córkę..ale moja Eliza..
-Ale..ale ona wyjdzie z tego?-zapytał Zayn.
-Tak..prawdopodobnie obudzi się za kilka dni..-lekarz odparł i poszedł.
Ja zacząłem płakać jak dziecko..no właśnie dziecko!
Mam dziecko!Wytarłem łzy i zawołałem lekarza.
-Tak?
-Mogę zobaczyć moją córkę?-spytałem z nadzieją w głosie.
Chciałem zobaczyć moją córkę.Jej uśmiech..cokolwiek..
-Oczywiście.-udałem się za lekarzem. Zayn też chciał iść ale wtedy przyszła Perrie.
Wszedłem do pomieszczenia.Było ono, w odcieniach niebieskiego.
Podszedłem do kojca w którym leżała dziewczynka.
Poczułem łzy..łzy szczęścia.
-Mogę?-spytałem a lekarz kiwnął głową.
Wziąłem ją delikatnie na ręce.
Jej twarzyczka była jeszcze różowa,miała takie malutkie rączki.
O wiele mniejsze od moich przez co cały czas się uśmiechałem.
Nagle otworzyła powoli swoje oczka.Zamrugała kilka razy..
Mogłem wtedy zobaczyć jej oczka.Były one koloru zielonego.
Uśmiechnęła się lekko..
Wiem,że dopiero się urodziła ale wydawało mi się,że się uśmiechnęła.
Dotknąłem delikatnie jej puszystego policzka.
Było rozgrzane.Dziwiłem się,że się nie rozpłakała.
Była taka niewinna i cicha.Jak Eliza...
-Anabel..-szepnąłem.-Moja mała Anabel.
Wyszedłem powoli z pomieszczenia.
Lekarz powiedział,że mogę zabrać małą do domu już jutro z czego się ogromnie cieszę.
Gdy chłopacy mnie zauważyli,podbiegli do mnie.
-Jest taka śliczna..-uśmiechnąłem się i starłem łzę.
Usiadłem i czekałem aż będę mógł zajrzeć do Elizy.
Pomimo tego,że Eliza jest w śpiączce,nie chcę zostawiać małej.
Będę czekał z Anabel na Elizę a później będziemy żyć długo i szczęśliwie.
A nawet nie chcę mi się słuchać,że Zayn może być jej ojcem.
Ja wiem,że to ja jestem tatą Anabel.
Lekarz wyszedł i powiedział,że mogę wejść.Wstałem szybko z krzesła i pobiegłem do sali.
Ale zamarłem..
Ona tam leżała..cała biała..podłączona do tych wszystkich urządzeń..
Ukląkłem przed łóżkiem szpitalnym i złapałem jej małą rękę.
Ucałowałem jej wierzch i przyciągnąłem ją sobie do klatki piersiowej..do serca..
-Elizo..wiesz,że Cię kocham?-zrobiłem krótką przerwę.-Kocham Cię najbardziej na świecie..nie..Ty jesteś moim światem..moim tlenem..Dajesz mi miłość której nigdy nie zaznałem..
-Widziałem naszą córkę..Anabel,zawsze chciałaś mieć córkę o imieniu Anabel co nie?-uśmiechnąłem się lekko.-Jest taka piękna..taka jak mama i nawet się chyba do mnie uśmiechnęła.Wspaniałe...ja wiem,że jestem jej tatą,no i mam dla Ciebie niespodziankę.Pomyślałem,że fajnie byłoby go mieć więc kupiłem nam dom..wspólny dom..gdzie będziemy mogli obserwować naszą córkę jak dorasta,gdzie będziemy się czasem kłócić ale od razu sobie wybaczać i rzucać w ramiona.Gdzie będziemy mogli robić następne dzieci,żeby było ich co raz więcej i więcej..
Zaśmiałem się lekko.
-Dzięki wyłącznie Tobie mam takie plany na przyszłość.Albo widzisz sobie nas jako starych prychów na wózkach?A nasze dzieci by się z nas śmiały a my również?-zamknąłem oczy-Ale bez Ciebie nigdy tych planów by nie było..
Poczułem łzy ale nie otwierałem oczu.
-Harry?
*
PRZEPRASZAM ,ŻE NIE BYŁO TAK DŁUGO ROZDZIAŁÓW ALE NIE MIAŁAM KOMPLETNIE CZASU!
ZAJMOWAŁAM SIĘ INNYMI BLOGAMI ALE ZANIEDBAŁAM TEN!
JESTEM TAKA GŁUPIA!GRRR.
Mam nadzieję,że wam się spodobał ten rozdział :d
No i proszę komentujcie i śmiało wyzywajcie mnie,że jestem głupia.
XD
Ale nie ważne :P
Następny postaram się dodać jak najszybciej.To tyle i SIEMAAA!
ŁAPCIE ELIZĘ I HARRY'EGO!
(jestem głodna a wy?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz